Skip to main content

Śmieci w pobliżu ujęcia wody. Jest reakcja szefa Kos-Eko


12 lipca 2021
Śmieci w pobliżu ujęcia wody. Jest reakcja szefa Kos-Eko

Wracamy do tematu. Eternit, opony, potłuczone kineskopy, gruz, worki ze śmieciami zalegają w odległości około 150 - 200 metrów od miejskiego ujęcia wody. O problemie pisaliśmy w "Nowym Pomorzu" w kwietniu, jednak nikt nie był zainteresowany by podjąć jakieś kroki. Żadna instytucja samorządowa ani państwowa.

 

Pisaliśmy, że na zboczach nasypu przy ul. Kamiennej za stadionem miejskim aż do brzegu mokradeł i w samej wodzie ścielą się warstwy szkła, plastiku, folii, worków ze śmieciami, gruzu, resztek mebli, opon a nawet eternitowych materiałów. A po drugiej stronie mokradeł, w odległości około 150 - 200 m znajduje się miejskie ujęcie wody pitnej i stacja uzdatniania. Tak było w kwietniu. Teraz wszystko jest przysłonięte trawą i krzakami, doszły też nowe odpady w postaci gałęzi i trawy z kosiarek, które skutecznie maskują problem na pierwszy rzut oka. Jednak stale ktoś to miejsce zaśmieca.

 

Zadzwoniliśmy do prezesa miejskiej spółki Kos-Eko, która odpowiada w mieście, m.in. za dostarczanie mieszkańcom Kościerzyny wody, i to właśnie z ujęcia sąsiadującego z wysypiskiem. Prezes zapewnił, że natychmiast zajmie się tą sprawą.

 

- Dokonaliśmy własnej oceny zgłoszonego przez redakcję portalu miejsca, a następnie zgłosiliśmy sprawę straży miejskiej i miejskim służbom - powiedział nam następnego dnia Robert Fennig, prezes Kos-Eko. - Generalnie to bezpośrednia przyległość do ujęcia wody, z punktu widzenia wpływu na wody podziemne to zagrożenia nie ma, woda jest wydobywana z głębokości około 40 metrów, a warstwy wodonośne są nieprzepuszczalne na wpływ takich odpadów jak gruz czy części karoserii samochodów - uspokaja prezes. - Dostrzegamy problem, straż miejska i służby miejskie też go znają, i będą to usuwać, jednak przysłowiowy nóż w kieszeni się otwiera, gdy ktoś zamiast bezpłatnie oddać odpady do punktu selektywnej zbiórki podrzuca je, a potem miasto na koszt wszystkich podatników musi to usuwać - opowiada Robert Fennig.

 

Burmistrz Michał Majewski potwierdził, że zna problem i powiedział nam, że część drogi i nasypu należy do PKP i kolej też powinna poczuć się w tej sytuacji do posprzątania swojego terenu.

 

My ze swej strony jednak jeszcze dorzucimy kamyk do ogródka, bo trzy miesiące temu śmieci było widać gołym okiem, i nie był to tylko wielkogabarytowe odpady, ale także butelki po lekarstwach, eternitowe płyty, części elektroniczne, zwyczajne worki ze śmieciami z gospodarstw domowych. Skoro miasto wie o problemie, to dlaczego ciągle to tam wszystko jest?

 

Czy ktoś może zapewnić, że wśród śmieci nie ma takich trujących substancji, które mimo szczelności warstw mogłyby dostać się do wody pitnej?

 

Adam Kiedrowski, Fot. Maciej Narkun